Dzień do zarąbania.
Potrzebuję odpoczynku...
#@#@#@@@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#@#
Zaległy wpis:
Wstałem wcześnie. Poszedłem na śniadanie jedną przecznicę dalej na kawę i drożdżówki. Poprosiłem o dużą kawę – po czym kilka razy dopytałem się czy to jest duża kawa. Po kilkukrotnym potwierdzeniu zamówiłem następną dużą kawę – z takim samym efektem.
Ubrałem się zbyt letnio i było mi zimno co jak się później okazało zaowocowało przeziębieniem.
Wziąłem rowerową rikszę już na Main Bazaar aż za 50 Rp prosto do Dżama Masdżid w tłumaczeniu Wielki Meczet. I to właśnie mnie skusiło. Największy w Indiach. Oraz to, że w przewodniku było za wstęp 10 Rp. Na miejscu okazało się, że nie 10 a 100 Rp plus stówa za fotografowanie. Jakoś przełknąłem tą stówkę a mojemu sprzętowi to nigdy nie odmówię następnej stówki. I już od razu mówię wszystkim: NIE warto wykładać choćby takiej kasy, nie mówiąc już o czasie. Jeśli ktoś ma w planach widzieć Dżama Masdżid w Agrze lub Meczet Tadż-ul-Masdżid w Bhopalu to zdecydowanie polecam. Są darmowe, bez tłumów i cudowania z przebierankami i chowaniem butów, prawie takie same architektonicznie tylko, że mniejsze i równie bez wyrazu. Zwiedzania meczetów mam dość na kilka najbliższych lat.
Z meczetu, pieszo przez bazar do Czerwonego Fortu. Wstęp 250 rp. Taka cena w porównaniu z tym co można zobaczyć w meczecie to w zasadzie darmo. Szkoda tylko, że trafiłem chyba na jakiś dzień zwiedzania masowego przez szkolne dzieciaki. Tłumy!! I to hałaśliwe. Ale zobaczyłem wiele i w swoim tempie czyli: brama Lahore, kryty bazar, dom bębna, muzeum wojny indyjskiej, salę audiencji publicznych, Khaas Mahal (prywatny pałac), Rang Mahal (Malowany Pałac – pierwszej żony cesarza), Diwan-i-Khaas (audiencje prywatne – z białego marmuru), łaźnie królewskie, ogrody i perłowy meczet (na szczęście zamknięty).
Resztę dnia spędziłem na podróżach metrem pomiędzy zabytkami. A metro tu to osobny rozdział. Pięć linii plus już niedługo szósta na lotnisko. Bardzo tanie i dobrze oznaczone ale za to tłoczne i mało przepustowe. Najpierw trzeba udać się do kasy, podać nazwę stacji docelowej i zakupić żeton. Następnie trzeba przejść kontrolę osobistą i bagażu prawie jak na lotnisku. Na strategicznych stacjach robią się olbrzymie korki. Następnie trzeba aktywować żeton na jednej z bramek a po wyjściu z wagonu wrzucić go w otwór w bramce. Przez cały dzień wyjeździłem niecałe 70 rp.
Do wieczora zobaczyłem jeszcze tylko Qutub Minar – coś fantastycznego za następne 250 rp w towarzystwie chyba dzieciaków z 10 szkół. Najstarsza muzułmańska budowla w Indiach powstała w latach 1193-1369 oczywiście z kamienia obłożonego czerwonym piaskowcem. Wysoki na 72,5 m. Ma średnicę 14,32 m u podstawy i około 2,75 m na górze, ozdobiony kaligrafowanymi wersetami z koranu. No, imponujące!!
Kilka przekąsek po drodze do metra ( przez indiańską giełdę kwiatową) i postanowiłem doczekać zachodu słońca przy świątyni lotosu. To druga budowla – jakże odległa w czasie od siebie – która dziś rzuciła mnie na kolana. Zbudowana w latach 1980-86 wg projektu Irańczyka składa się z betonowych płatków lotosu. Jest świątynią bahaistyczną i każdy może się w niej pomodlić do swojego Boga. Tylko, że zdjęć robić nie można. Ale na zewnątrz tak.
Wszystko trwało na bardzo wysokich obrotach i jak tylko wróciłem do hotelu padłem bez mycia. Zresztą ciepła woda przyszła dopiero rano.Wcześniej jednak po skromnych przekąskach obiadowych postanowiłem pójść na całość. Wymiotłem większość ulicznych garkuchni na Main Bazar . Zaczynając od kurczaka, poprzez thali, dal po soki ze świeżych owoców i lassi.