Geoblog.pl    oboski    Podróże    INDIE 2011    Powrót do Deli
Zwiń mapę
2011
11
lut

Powrót do Deli

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9438 km
 
Jeszcze nie wsiadłem do pociągu ale korzystam, że mam wreszcie WiFi ( jest w restauracji Lucky koło Tadj Mahal). A to ich kod: ankit5650
;-)))))))))))

A to oficjalna wersja:
Ha!!! Rutyna zjada człowieka. Się tu już poczułem zbyt pewnie. Wstałem skoro świt, żeby pójść zwiedzić Tadż Mahal bez tłumu turystów, a tu ZONK!!. W piątek nieczynne. Nawet trudno powiedzieć, że klamkę pocałowałem, bo takowej nie mieli w tych olbrzymich bramach do nowego cudu świata. Sam sobie jestem winien, bo w przewodniku są podane dni i godziny, ale ja tu mam tak, że najpierw wchodzę do danego obiektu, a następnie czytam o nim na miejscu bacznie rozglądając się po otoczeniu. Przynajmniej już MAM powód, aby wrócić do Indii. Że tak powiem - pomnik miłości czeka na mnie. Agra niedaleko Deli, więc można tu skoczyć z lotniska przed zwiedzaniem innej części tego olbrzymiego kraju. Nie wiem czy zobaczyłem, choć czwartą jego część. A może do tego czasu się wzbogacę i będę mógł sobie nabyć śliczny inkrustowany kamieniami szlachetnymi marmurowy blat na stolik do salonu za jedyne 1500 $. Jak już wspomniałem we wtorek byłem na niezamawianej wizycie w fabryce marmurowych cudeniek. Rzeczy robione tam dorównują tym z Tadż Mahal, a z pewnością są na nich wzorowane. Lapis lazuli, korale, masa perłowa, turkus, malachit i inne, których nie udało mi się zapamiętać wklejane są w marmur klejem na bazie kości. Wszystko o grubości poniżej pół mm. I tak szczelnie i równo, że nie sposób paznokciem wyczuć nierówności. Miejmy nadzieję, że kiedyś się jednak wzbogacę i będę miał w salonie (podświetlany) marmurowy stolik. A tymczasem rankiem zamiast fotografować i próbować wydłubać jakiś szlachetny kamień z muru dla znajomych szwędałem się po dzielnicy, w której mieszkali kiedyś budowniczowie grobowca. No i oczywiście kupiłem (po zawziętych targach) namiastkę Tadzika – marmurowy talerzyk z kilkoma półszlachetnymi kamykami. Miałem jeszcze zamiar kupić coś z obuwia, którym słynie Agra, ale oni strasznie późno zaczynają pracę. Musiałem się wynieść z hotelu. Spakowałem plecak (i), wziąłem prysznic i doprowadziłem zarost do stanu sprzed 2 miesięcy. I już z plecakiem poszedłem na obiad, bo znalazłem knajpkę z WiFi i to działającym. Mam odrobione zaległości na geoblogu. Zjadłem coś, co poleciła mi pewna Japonka, która się do mnie przyczepiła. Nie wiem co to było, bo miałem mało czasu, a chciałem wstawić na blog jak najwięcej zdjęć (WiFi bardzo wolny) ale ona twierdziła, że wczoraj zjadła na kolację dwie porcje tego czegoś. Rzeczywiście dobre – ale jak już wspomniałem większość tutejszego jedzenia mi smakuje. Poza tym, owa Japonka chciała żebym jej przetłumaczył kilka zwrotów z angielskiego na polski, a ona sobie to zapisywała swoimi krzaczkami. Dlatego też mam pomylone zdjęcia z Fatehpur Sikri wstawione do Agry – nie będę tego poprawiał.
Za 50 rp pojechałem w ostatniej chwili na Aghra Kantt. Bo przecież się JUŻ znam na ichnich kolejach i tu rutyna zjadła mnie po raz drugi. Wszedłem na dworzec, rzuciłem okiem na tablicę. Peron drugi. OK. Poszedłem i czekam. Na peronie nie ma wyświetlaczy, więc jak przyjechał pociąg zapytałem tylko dla pewności czy do Deli i wsiadłem. Coś mnie podkusiło w pociągu, żeby dać konduktorowi bilet do sprawdzenia. Rada dla wszystkich: nie wyrywać się przed szereg. Gdybym nie dał to pewnie by sobie poszedł dalej i byłbym uboższy o pewne doświadczenie. Mnie się już nie przyda, ale piszę, bo może ktoś podróżujący w przyszłości po Indiach to przeczyta. Tu się, kurde, liczy numer pociągu. Nieważne, że mam bilet do Deli i ten pociąg jedzie do Deli. Wszystkie pociągi były spóźnione. Ten, do którego wsiadłem przyjechał 20 minut po czasie odjazdu mojego pociągu, mój był bardziej opóźniony. Nie zwróciłem uwagi na numer pociągu, który się wyświetlił tylko wsiadłem. Nawet mój numer miejsca był wolny. Konduktor wypisał mi nowy bilet. Skasował za to najwyższą prowizję jaką do tej pory zapłaciłem (250 rp) i powiedział, że mój bilet mogę sobie zwrócić w Deli i dostanę kasę. Jak sobie pomyślałem, że zapewne znów będę musiał przepisać cały paszport i jeszcze pewnie życiorys rodziców to mi się ode chciało uczestniczyć w ich zbiurokratyzowanym życiu. Czkam te 9 zł. W tym czasie pewnie zajadę do hotelu i wezmę prysznic. Nie wiem czy na pewno, bo piszę te słowa w pociągu, który jak się okazało nie dojeżdża do Deli (jak większość stąd) tylko do jakiegoś Nizamundi, skąd jest 10-12 km do New Deli, będę się musiał przesiąść. Podróże kształcą (i męczą). W międzyczasie zużyłem końcówkę mojego wysokoprocentowego lekarstwa na wszelkie robactwo stosowanego jak najbardziej wewnętrznie.
Do Deli jeszcze ze dwie godziny, więc pod wpływem lekarstwa, nudów (choć tu w pociągu zobaczyłem po raz pierwszy transwestytów – oczywiście nie w pełni tego słowa znaczeniu – bo tu w Indiach jest pewna kasta, która ma powiedzmy za zadanie przebierać facetów w damskie ciuszki na potrzeby np. widowiskowe: teatr, widowiska) i ochoty na pisanie dodam jeszcze co nie co. Na przykład, że to, co nie zjedzą psy, krowy, kozy zjedzą na pewno szwędające się zwłaszcza po śmietnikach świnie. A na końcu tego łańcucha z pewnością lądujemy my – turyści. Dziś, gdy siedziałem w knajpie przy WiFi kilka osób weszło i od progu pytało czy restauracja jest non veg. Była – wyszli. Na pewno w Deli poświęcę trochę czasu na to aby kupić spory zapas ich przypraw a raczej mieszanek w tym masalę, którą dodają do czaju a ja za nim nie przepadam. Niemniej raz na tydzień, albo gościom mogę zaserwować to co mnie rano budziło w pociągach. CZAJ ! ! ! CZAJ ! ! ! skoro świt wrzeszczą sprzedawcy ganiający z czajnikami po wagonach nie zważając na to, że większość jeszcze śpi.
A propos pociągów. Handlują w nich wszystkim, czym się da. Podział jest mniej więcej tylko taki, że są to pracownicy kolei ( z dużym wyborem żarcia) oraz reszta Indii. Ci pierwsi mają kraciaste koszule koloru zbliżonego do czerwonego (pewnie były takie w fabryce). Jeśli ktoś nie miewa problemów żołądkowych z głodu nie zginie choćby miał przejechać całe Indie wzdłuż lub poprzek. Ceny jak na ulicy. Poza tymi pełno jest handlujących wszystkim innym niejadalnym i żebraków wszelkiej maści. Poczynając od dzieciaków na oko 5-letnich, które pokazują sztuczki gimnastyczno-cyrkowe a kończąc na 80-letnich wdowach, których pozbyła się rodzina (bo po co komu w domu stara teściowa????). Tylko przez te trzy godziny do Deli przez mój wagon przewinęli się: ślepiec, bezręki, kulawy, 100-letni starzec, kawałek brudu pod którym mój detektywistyczny umysł rozpoznał dziecko oraz kilka wdów. Co zaskakujące, pasażerowie narodowości Hindi dają im dość często. Ja bardzo rzadko – majątku mam zamiar pozbyć się dopiero w stolicy – tam ich najwięcej. Dziś przez wagon nie przeszedł żaden sadhu ze swoim garnuszkiem, do którego zbiera zarówno jedzenie jak i monety. I żyje q… Ja bym już do was dawno nie pisał (wiem, że część z was mi tego życzy) mimo, że nie czyta.
Jak czekałem na spóźniający się pociąg to podszedł do mnie młody chłopak i pokazał, że chce jeść. Dałem mu kupione wczoraj butter ciapati po 8! Rp za sztukę (nie zjadłem zamówionych, więc kazałem zapakować) a ten sprawdził ich świeżość i nie chciał. Kazałem dać psu. Dał. Natomiast w pociągu żebrała młoda dziewczyna (20 lat??), wyglądała na zdrową, choć chuda niesamowicie. Nie dawali jej pieniędzy, ale resztki jedzenia. Zbierała wszystko. Po czym poszła kawałek dalej, siadła i zjadła wszystko – robiąc oczywiście dookoła siebie niesamowity śmietnik, bo fistaszków dostała dość sporo. A propos śmieci. Tutaj to normalne, że każdy wszystko, co mu nie potrzebne wydupia pod nogi. Szczytem kultury ( w pociągu) jest to, że nie rzuca na podłogę tylko wywala przez okno. Niedługo pewnie z kosmosu oprócz wielkiego muru chińskiego będzie można dostrzec szlaki komunikacyjne Indii. Gęstsze od www. Wiele rzeczy robią tu niepotrzebnie. Choćby sprzątanie. Miliony ludzi codziennie zamiata ulice po to, aby miliard ponad w ciągu kilkunastu godzin je zaśmiecił. Wyprzedzają na trzeciego, aby jadący z naprzeciwka zwalniali i zjeżdżali na pobocze, żeby za chwilę być zmuszonym do zwolnienia i zjechania na pobocze. Chowają wsteczne lusterka do środka, żeby ci z tyłu na nich trąbili jak będą wyprzedzać. Ale to ich kraj. Od jutra będę pytał każdego, kto mnie zaczepi czy lubi swój kraj.
Święte krowy i pociągi. Jadąc drogą widziałem jak są tu traktowane krowy. Każdy kierowca zwolni, ominie a co najwyżej strąbi krowę idącą ulicą (krowy też na nich leżą i nikt ich nie zmusza żeby sobie zeszły). Rikszy, motorowi, aucie, autobusowi i ciężarówce łatwo zahamować. Ale co z pociągiem?? Tutaj jest raczej tak, że posiadacze krów ( bo nawet te łażące po ulicach miast mają właściciela) dbają o to, by na tory nie właziły. A w nocy jakieś 70% czasu maszynista jedzie na sygnale. Dobrze jest nie mieć wagonu SL zaraz za lokomotywą.
Nie będę już dziś więcej pisał, bo okna w wagonie są otwarte i już nie widzę ekranu z pod warstwy kurzu.
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie – chętnie zagospodaruję sobie kilka godzin na lotnisku. Bo samolocie to raczej pośpię (no chyba, że nie będzie pochmurno).
Ale przede mną jeszcze dwa dni w stolicy (z której wszyscy globtroterzy uciekają) pełne – mam nadzieję – wrażeń, oraz spotkanie z innymi geoblogowiczami zaczynającymi podróż po Indiach. Tu jest link:
http://geminus.geoblog.pl/podroz/15249/indie-2011

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (50)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Pola
Pola - 2011-02-12 18:08
Przysłowie indyjskie mówi, że czego się nie rozumie, to się podziwia....
Jest w tym chyba trochę prawdy, bo trudno czasem ogarnąć tę kompletną odmienność kulturową, mentalną i właściwie każdą....
Jak Ty teraz wrócisz do jedzenia mięsa:) Może zrezygnujesz????????????
 
oboski
oboski - 2011-02-14 09:23
Już ostrzę zęby na stek WOŁOWY
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011