Geoblog.pl    oboski    Podróże    INDIE 2011    Następny fort (przedostatni?)
Zwiń mapę
2011
10
lut

Następny fort (przedostatni?)

 
Indie
Indie, Gwalior
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9156 km
 
Wstałem skoro świt (a raczej zostałem zmuszony), żeby zobaczyć świt nad Tadż Mahal, ale było z godzinę za wcześnie. Wypiłem kawę i pojechałem na dworzec Kantt. Agra skąd jadą pociągi na południe (riksza 60rp). Kupiłem bilet na zwykły pociąg i zwykłe miejsca (47 rp za 119 km). I dopiero wtedy sprawdziłem kiedy mam pociąg do Gwalioru. A, że miałem go za godzinę plus 40 minut spóźnienia rozejrzałem się za pociągiem na jutro. I mam dobrą radę dla przyszłych podróżujących po Indiach. Jeśli macie gdzieś pod ręką biuro pośredniczące w załatwianiu biletów to kupcie u nich – no chyba, że jest was wielu – bo w moim przypadku (poza tym) więcej kosztuje dojazd rikszą na i z dworca niż prowizja pośrednika.
Pociąg do Gwalioru jechał półtorej godziny. Z dworca rikszą za jedyne 30 rp pojechałem zobaczyć pałac Dżai Vilas – rezydencja królewskiej rodziny Scindia’ch. No nieżle wypadli – pewnie, dlatego, że do tej pory oglądałem tylko gołe ściany pałaców i fortów ( z wyjątkiem Dżajpuru), ale i też z powodu, że większość wystroju została sprowadzona z Europy. Jeśli kogoś bardzo interesują tego typu rzeczy może tu przyjść, ale 360 rp za wstęp uważam za zbyt wygórowany, dlatego zamieszczę tu możliwie dużo zdjęć wnętrz i napatrzcie się za darmo. Największe wrażenie wywarł na mnie złoty salon wielkości niejednego boiska przedorlikowego z dwoma olbrzymimi żyrandolami ważącymi po 3,5 tony. W przewodniku piszą, że aby sprawdzić czy strop wytrzyma ich ciężar wcześniej przegoniono po nim słonia.
Z pałacu rikszą do fortu za 40 rp. Sama droga na wzgórze już robi wrażenie. Jak byłbym ówczesnym atakującym to na sam widok takich murów bym go sobie ominął. Lepiej palić wioski i gwałcić niewiasty. Na terenie fortu jest dość ciekawy pałac Man Mandir (100 rp ) z interesującymi podziemiami – pierwsze jaki tu widziałem (a wycieczka hinduskich dzieci chyba też, bo ryczeli z [???] zachwytu). Obok pałacu są ruiny innych, ale tu już mnie Indianie doprowadzili do opadnięcia piersi. Miało być za darmo, ale po hindusku napisane 10 rupis – tyle tylko, że ode mnie rasiści chcieli już 150. Odpuściłem sobie. Jak się później okazało, żeby trafić idealnie na powrotny do Agry. Przespacerowałem się jeszcze wzdłuż murów na południe do świątyń Sass-Bahu (dwóch) i Teli ka Mandir (bilet z pałacu pozwalał wejść za darmo). Pierwsze z XI w. a druga z IX. Podobne do tych w Kadżuraho ale warte zobaczenia. Na dworzec za 40 rp. A tam zonk!! Cała informacja w hindi – ani słowa po angielsku. Na szczęście po bilety stoi się tu w długich kolejkach i zdążyłem się już w niej trochę zorientować co i jak a resztę dopytałem w kasie, na której jest jedna informacja po angielsku: informacji nie udziela się ;))
Z powrotem pociąg jechał 1 godz. 50 minut, ale w trzeciej klasie się fajnie jeździ. Jeden młody zapragnął poczytać mój przewodnik – oglądał go chyba z 15 minut, po czym stwierdził, że nie rozumie po polsku, ale pochwalił się, że wie, że stolicą Polski jest Warszawa. To dobrze, bo niektórzy słysząc: from Poland, odpowiadają tylko: very nice. Już mnie zaczyna nudzić to wieczne zadawanie tego samego pytania i odpowiadam: from Szczebrzeszyn, my name is Grzegorz Brzęczyszczykiewicz… Rikszarz wiozący mnie z dworca do hotelu powiedział, że godzinkę wcześniej wiózł 4 Polaków. Tylko ja nie mogę nikogo spotkać…
Wieczór spędziłem na ulicy. Matko!! Co tu się dzieje!!! Jak oni robią to żarcie i jak sprzedają. Moje „pióro” i obrazy tego nie oddadzą – żołądek na pewno tak. Zwłaszcza, że znalazłem „piwiarnię”. Muszę się przyznać, że pierwszy raz tu zabłądziłem. Dobrze, że zwracam uwagę - wałęsając się po zaułkach - na szczegóły. Wróciłem „pod prąd”, czyli po własnych śladach.
Cały czas w tych Indiach zastanawiałem się, czym żyje tu tak wiele ulicznej zwierzyny. Po dzisiejszym dniu już wiem. Krowy, co zauważyłem wcześniej, mają lepiej, bo jedzą prawie wszystko, co wyrzucą ludzie na ulicę (a to powszechny zwyczaj) z kuchni i nie tylko. Kozy jedzą to, czego krowy już nie chcą. Ale to wegetarianie jak prawie hindusi. Ale co jedzą psy?? One są niczyje, choć bardzo terytorialne. Otóż widziałem jak się dziś zamyka garkuchnie uliczne. Z pomyj można tyle wycisnąć, że dożyje się drugiego wieczoru. Jutro zrobię kilka zdjęć tym psom w ściekach i pokażę mojej psinie jak wrócę. Niech tylko spróbuje grymasić. Bilet do Deli w jedną stronę. Zresztą nie tylko psu trzeba by takie zdjęcia pokazywać. Mam wielu znajomych nauczycieli. Może chcecie kilka zdjęć na szkolną pogadankę??
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (50)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2011-02-11 09:27
Przepiekne wnetrza.
 
Paweł
Paweł - 2011-02-11 16:37
Widzę że kolega już wygląda jak poprawny europejczyk, ogolony, uśmiechnięty no i tego .....
zadowolony z siebie ;)
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011