Po kilku dniach nadszedł czas na jedną z głównych atrakcji pobytu nad Morzem Czerwonym. Zamówiłem u Joanny nurkowanie na rafach (25$). Rano, po śniadaniu podjechał po nas prywatny samochód osobowy o zapachu świeżych ryb. Dowiózł nas do Sakkali gdzie w egipskim centrum nurkowym zaopatrzyli nas w niezbędny sprzęt i jedynie po godzince wylegiwania (=wyczekiwania) się na plaży wypłynęliśmy w morze. Na pokładzie instruktaż jak się używa akwalungu i jak się zachować pod wodą - po angielsku lub francusku (to był jedyny mój kontakt z egipską płcią piękną) i ubieramy się. Three, two, one, JUMP!!!! Póki starczyło powietrza w płucach było OK, ale na jak długo? Trzeba było było zacząć wykorzystywać zapasy z butli. Niełatwo się było przestawić, ale po wstępnym okresie paniki, uspokojony przez wszystkich w wodzie i na łodzi, nie wiedząc właściwie kiedy znalazłem się w bajkowym podwodnym świecie. Pojedynczo, pod rączkę z instruktorem każdy mógł podziwiać raj na ziemi a raczej pod wodą. F A N T Z J A ! ! ! ! ! ! ! ! ! Świat jest piękny, a ten na rafach szczególnie. Bogactwo barw, możliwość poruszania się w trzech wymiarach, swoboda, lekkość, cisza - słyszysz tylko własne bąbelki i myśli. Rozmaitość kształtów ryb i jeszcze większy przepych barw, pojedynczo (skrzydlice, płaszczki), parami (iglicznice, amfipriony-NEMO), ławicami (pomacanthus maculosus, apogon aureus). Można wpływać miedzy nie, można pływać za nimi, pod nimi, nad nimi. Wzdłuż i wszerz, do góry i na dół. Nie uciekają, po prostu odpływają. Świadome swego piękna dają się podziwiać. Milion barw, lepiej niż na reklamie drukarek.
Pierwsze nurkowanie 20 minut; aby się oswoić z akwalungiem, ale można już teraz pozwolić sobie na wiele. Nawet na podniesienie z dna (10m) piasku, który powstał z teko co wyżej jeszcze żyje. Następnie przepłynęliśmy na inną rafę. Znów założenie kombinezonów i jump. Tylko, że tym razem wszystkie dziewczyny na pokładzie już nie spróbowały - a czemu? Bo kombinezony były mokre i wiało (jak zwykle). I niech żałują . Rafa jeszcze większa, głębsza, piękniejsza. Oczaruje każdego, jadąc do Egiptu wiedziałem, że jadę tam pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. A teraz wiem, że głównym moim zajęciem nie będzie tam zwiedzanie zabytków, ale nurkowanie. Szkoda. że to już po półmetku wakacji, został jeszcze Kair a przed wylotem nie można ponurkować. A po wszystkich tych rozkoszach dla oczu nastał czas na rozkosze podniebienia. I wiało coraz bardziej, i łodzią bujało coraz mocniej... Przy dźwiękach egipskiej muzyki, zastanawiając się czy damy radę cokolwiek przełknąć (bujało okropnie) poznałem źródło porannego zapachu z auta, które mnie tu przywiozło. Oprócz ryb była kofta, ryż, makaron i warzywa. Extra, tym bardziej, że po pływaniu apetyt dopisywał w dwójnasób. A na koniec Abdulowi, instruktorowi, spodobała się moja czapeczka z fotojokera, jeśli go w niej zobaczycie to go ode mnie pozdrówcie.