Gdy wyjeżdżałem z Hurgady większość gości hotelowych stanowiły rodziny arabskie. Teraz jest dość pustawo- jeszcze nie sezon na kąpiele w Morzu czerwonym. A morze i reszta o tej porze tutaj to jak w lipcu u nas nad naszym Bałtykiem. Ja nie znajdując wielkiej przyjemności w leżeniu odłogiem na piasku pod grzejącym słońcem ze zdumieniem wysłuchałem wiadomości, że większość rodaków zjawia się tutaj między czerwcem a październikiem. Może to nad morzem jest i do wytrzymania, ale jeden z Polaków mieszkających w moim hotelu już teraz musiał korzystać z porady lekarza i wydać kilkanaście funtów na lekarstwa na poparzenia słoneczne (pozdro-Marcin). I jak tu zwiedzać zabytki? A tymczasem, wieczorami, na wieczorne włóczęgi po mieście trzeba było się ubierać ciepło, raz temperatura w nocy spadła do 14oC. Wieczory na mieście, im później tym lepiej. Z każdą godziną robi się coraz większy ruch, coraz więcej jedzenia jest przygotowywane i wystawiane na ulicę, coraz ciaśniej na chodnikach a ruch kołowy nie maleje. Egipcjanie mają bardzo swobodny stosunek do przepisów ruchu, zatrzymują się na środku drogi byle złapać pasażera, wyprzedzają na zakrętach i na trzeciego, jeżdżą pod prąd i bez włączonych świateł całą noc i namiętnie używają klaksonów. Doszliśmy nawet do wniosku, że samochód tu nie przechodzi przeglądu technicznego (jeśli takowe tu w ogóle istnieją) w przypadku niesprawnego klaksonu. Niemniej muszę oddać sprawiedliwość: nie widziałem żadnego wypadku ani stłuczki. Śniadanie, morze, bar, obiad, miasto, restauracja, sklepy, hotel - tak minęło kilka dni i następna wycieczka. Sms od Joanny brzmiał:>>Witamy! zbiórka na jutrzejsze safari o godz. 13;10, podjedzie po Was jeep!