Niedzielny ranek przygotował nam puste węgierskie drogi, dzięki temu dobrze się jechało. Być może zastrzyk a być może już znudzenie kamieniem sprawiło, że poczułem się lepiej. Dlatego znów zasiadłem za kierownicę. I chyba właśnie dlatego niespodziewanie dostaliśmy ostatnią w tej podróży atrakcję do zobaczenia. W pewnym momencie zauważyłem drogowskaz: Vlkolinec. Coś błysnęło mi w głowie i natychmiast skręciłem w lewo jak pokazywał znak. Jakoś tak dwa lata temu a może z rok, gdzieś w necie zobaczyłem zdjęcia kolorowej wioski w Słowacji i pomyślałem, że warto by tam kiedyś pojechać. A tu los sam mnie doprowadził do celu. Nawet wtedy nie sprawdziłem gdzie dokładnie położona jest ta wioska na terenie Słowacji. Czyż marzenia się same nie spełniają? Co prawda myślałem wtedy o innym towarzystwie ale bierzmy od losu to co nam właśnie (dobrego) ofiaruje. To były ostatnie dwie bardzo miłe godziny tego wyjazdu. Później tylko jeszcze kilka godzin do dom(ów)u w nastrojach coraz bardziej minorowych, rozpakowanie bagaży, szybkie rozstanie i każdy zaczął żyć swoim jakże powszednim życiem. Ja też wróciłem do kochającej żony...
Podróże kształcą - tak mówią. Ja jeszcze dodam od siebie, że jeszcze męczą i kosztują. Ta wyprawa na szczęście wiele nie kosztowała dzięki podziałowi kosztów na cztery osoby (głównym czynnikiem było to, że z 5800 km - na benzynie przejechaliśmy tylko około 350 km) - trzy tygodnie nad Bałtykiem na pewno by kosztowały dwa razy tyle, a dla co bardziej wymagających nawet i trzy. Taka podróż też męczy - ale dla mnie to zmęczenie bardzo pozytywne. I mimo to, że większa część mojej pracy to praca fizyczna - to lubię z wakacji przyjechać taki wycięty. No i wreszcie nauka. Nieoceniony składnik każdej podróży. A ta naprawdę wiele mi dała. Przede wszystkim zrozumiałem to, że dorośli ludzie nie są dorosłymi w obliczu nawet błahostek. A zasady trzeba ustalać dokładnie i na dużo przed czasem tak jak dla przedszkolaków.
Dla mnie wyjazd był udany, jestem zadowolony, że zobaczyłem kraj, który już się zmienił i niedługo nie będzie się różnił od Chorwacji czy Bułgarii. Ale jeszcze póki co ludzie są przyjaźni, uczynni i mili. Nie kasują za nic tylko dlatego, że jesteś turystą, nie zawyżają cen, pomagają w potrzebie bezinteresownie. Usługi w wioskach są naprawdę tanie a jedzenie w restauracji/barze niewiele droższe od sklepu a sporo tańsze niż stołowanie się w Polsce na tym samym poziomie (piwo w hotelowej rest. 3-4 zł). Być może jeszcze kiedyś wrócę do Albanii zdobyć i Korab i Jezerec ale to zupełnie przy okazji innego wyjazdu - np po drodze na Peloponez, na którym co prawda też już byłem ale mam pewne niedociągnięcia.
Dziękuję towarzyszkom podróży za wspólne chwile, że ze mną wytrzymały, że nie za bardzo nalegały na wcześniejsze zakończenie imprezy, że dały mi chwile ciszy i spokoju. Jednej za gotowanie, drugiej za podzielanie zainteresowań, trzeciej za modlitwy. Przepraszam za krótką Guczę i za stronniczość ale cóż mogę rzec? C'est la vie.
A Ty Iwona, jeśli chcesz wiedzieć coś więcej to po prostu zapytaj. Wiem, że otwartość i szczerość zawsze sprawiała Ci problemy ale nigdy nie jest za późno żeby zacząć pracować nad sobą. Świat się jeszcze nie wali ani nie kończy. Świat CZEKA.
A życie ucieka.