;-)
pozdrowienia dla wszystkich cierpliwych
dziękuję, że jesteście
Paweł: nie udawaj zapracowanego
****************************************************************************************
Dorzucone śniadanie w hotelu okazało się dość skromne ale ważne, że kawa była w zestawie.
Około południa dotarliśmy nad morze Jońskie do Butrint po drodze zaczepiając o cerkiew św. Mikołaja w Mesopotam - zamkniętą niestety - chyba w remoncie.
Butrint - kawał ruin ilyryjsko-greckiego miasta z VI w. pne. Jedne z większych tego rodzaju. Dwie godziny to minimum jakie trzeba mieć na zwiedzanie aby poczuć klimat. Jest dość cienia aby sobie na to pozwolić. W obrębie ruin nie kupi się nic ze spożywki. Co ciekawe - kupiłem bilet zbiorowy dla czterech osób. Zawsze to trochę taniej.
Po południu wreszcie kąpiel w morzu Jońskim, z ciekawości w centrum Sarande. Dość ciasno ale woda czysta i plaże sprzątane. Na nocleg zjechałem z drogi na Tiranę do plaży Bunec.
Droga sprowadziła mnie nad samą wodę. Jakoś tak intuicyjnie skręciłem w lewo - choć jestem daleki od takiej orientacji i dojechałem do resztek po jakimś barze chyba z mnóstwem miejsca na samochód i nie tylko. Mając morze 10 metrów od auta i czas aż do rana postanowiłem ugotować spagetti bolonese co zajmuje jednak trochę czasu. Podobno smakowało ( z albańskim winem). Był też czas kąpiel i zdjęcia o zachodzie. Myć poszliśmy się na prawo od dojazdu na plażę, bo tam były prysznice od zagospodarowanej części.
A na noc autorytatywnie zarządziłem dziewczynom noc pod gwiazdami - niektóre bardzo zaskoczone i zdziwione bo to pierwszy raz w życiu. Ale czyż życie nie składa się z pierwszych razów? Niestety upatrzony kawałek piaszczystej plaży zajęła na rodzina Albańczyków. Rozłożyliśmy karimaty i śpiwory na dachu resztek po barze, przynajmniej była panorama. Nie wiem jak resztę ale mnie szum fal szybko ukołysał do snu, więc nie zdążyłem policzyć wszystkich gwiazd nad głową...