Geoblog.pl    oboski    Podróże    Kosovo je Srbija - takie jest moje zdanie    dzień w którym auto moje przegrało z drogami albańskimi
Zwiń mapę
2013
30
lip

dzień w którym auto moje przegrało z drogami albańskimi

 
Albania
Albania, Voskopoje
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1181 km
 
4x4 by dał radę ale mój doblo 1,2 przegrał ze żwirem uciekającym spod kół
ale pieszo dokończyłem zwiedzanie - naprawde niewiele brakło do fantastycznego noclegu przy starym klasztorze (i cmentarzu) z widokiem na góry
***************************************************************************************************************************
Z samego rana zobaczyliśmy jeszcze jedną perełkę jeziora Ochrydzkiego ( tak a propos: tutejszy przemysł jubilerski wytwarza biżuterię z masy perłowej żyjątek z tego jeziora), położoną tuż przed granicą z Albanią – Monastyr św. Nauma. Warto tutaj zajrzeć bo klasztor i piękny i zadbany. Z murów widok na jezioro, które tego dnia było wzburzone niczym morze i zaprawdę tak wyglądało.
Wróciliśmy do Albanii. Granica jak zwykle normalnie. Paszporty, dowód rejestracyjny, zielona karta. Już nie jechaliśmy zamknąć rundy dookoła jeziora bo nie było sensu. Nic do zobaczenia a powrót tą samą drogą.
Dojechałem do Korce. Trzeba było zatankować. Musiałem wjechać do miasta. Tutaj dopiero tak naprawdę pierwszy raz dostrzegłem, że jest to państwo z bagażem komunizmu. Jakieś stare fabryki, nieczynne pewnie od czasów Hodży, blokowiska jakich u nas nigdy nie było. Może u nas były tylko szare ale z pewnością to lepiej wyglądało niż to tutaj. Połatane blachami, deskami i czym kto może. Wszystkie kolory tęczy na tym ale nie żeby zaraz było kolorowo – jakoś tak smutno i przygnębiająco. Ha – nawet teraz wymyśliłem, że Albańczycy wynaleźli tęczę w smutnych kolorach. Coś na kształt cygańskich slamsów tylko cztery piętra do góry.
Po zatankowaniu pojechałem na południe szukać nekropolii iliryjskiej z VIII w. p.n.e. Według mapy jakieś 2 km za skrzyżowaniem na Dardhe. Pojeździłem po okolicy jakieś 15 km i się poddałem, przy okazji spotkałem się z wycieczką Czechów, którą widziałem w tzw. Kosovie w Wysokim Deczanie. Jak już jest droga na Dardhe to obrałem właśnie ten kierunek. W pewnym momencie wprowadziła nas w V-kształtny kręty wąwóz o krajobrazie księżycowym ( chyba – bo na księżycu jeszcze nie byłem) ale po wjechaniu na górę zrobiło się zielono. Po drugiej stronie grzbietu droga zaczęła opadać w gęste lasy. Gdy dojechałem do Dardhe skończył się asfalt a zaczęła się stroma droga wykładana kamieniami tak jak wszystkie domy we wsi. I z tego właśnie słynie wioska. Ma klimat (zwłaszcza zimą ha ha - w knajpie gdzie jedliśmy obiad wisiały zdjęcia zrobione zimą; nawet gdyby tu były pługi to po tych stromiznach nie dały by rady a i śniegu były niezłe ilości. Oni tu chyba zamykają wieś na zimę), stare kamienne domy odnowiono w jednakowym stylu i latem wszystko ładnie wygląda. W czasie gdy jedliśmy obiad przez wieś przemknęło z góry pięć terenówek z Polski. I zaraz z mozołem zawróciły pod górę. Czyżby za wsią świat się już kończył? Chyba dobrze, że zostawiłem auto na skraju wsi u góry. Przez Dardhe prowadzi jedyny szlak znakowany w tej części Albanii. Ma kolor czerwony i jest dość dobrze widoczny.
Po obfitym obiadku (nie powiem, że albańskie jedzenie rzuca na kolana) wróciłem do Korce i dalej na zachód do wioski Voskopoje. , która jest warta odwiedzenia z powodu nagromadzenia w niej cerkwi. Tu na centralnym placyku spotkałem się po raz trzeci z Czeską wycieczką i Polakami, którzy tylko zakurzyli Dardhe.
Później ruszyłem na północ w góry do klasztoru św. Jerzego. Wymyśliłem sobie, że w pobliżu murów klasztoru na pewno znajdzie się miejsce na auto i namiot a być może jacyś zakonnicy zaproszą nas do środka. I oto jak rzeczywistość mija się z marzeniami. Po pierwsze gdy trzeci raz spróbowałem pokonać stromą serpentynę a koła wyrzuciły spod siebie wszystkie kamienie i cały żwir bijąc niemiłosiernie po okolicy i podwoziu, poddałem się. Tym razem choć bardzo chciałem musiałem się poddać albańskim drogom. Tylko 4x4. Napęd na przód i przeciążony bagażnik odebrał nadzieję na nocleg w odludnych okolicznościach przyrody. Dalej tylko pieszo. Rzeczywiście, tutaj moje oczekiwania co do malowniczości klasztoru się spełniły tylko, że żaden mnich tu nie mieszka. Brama zamknięta. Ale za to boczna ( a w zasadzie tylna) furtka nie była zamknięta. Dało się wejść i przez szyby obejrzeć wnętrze kościoła. Dostali chyba z unii jakieś pieniądze bo widać, że całość zadbana i odnowiona. Na sąsiadującym z kościołem cmentarzu ciekawe nagrobki bo… dwustronne. Każda strona płyty inna ale poświęcona tej samej osobie i z innym zdjęciem. A na całości rosną mirabelki. Soczyste!! Intuicja mnie nie myliła, obok bramy na cmentarz i do klasztoru jest miejsce na samochód, trawka pod namiot i kranik z wodą. I cisza. Nikogo wokół choć coś na kształt plebani stoi. Szkoda, ze nie dało się wjechać. Później w poszukiwaniu jakiegoś spokojnego miejsca pod namiot ( koniecznie w pobliżu wody – a tu już suchy kraj ) dojechałem aż do wylotu doliny prowadzącej do Dardhe. Skończyło się na hotelu w pobliżu wsi Boboshtice (10€/os. ze śniadaniem dość obfitym).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-08-23 21:21
Uwielbiam te ich wsie.
 
brat
brat - 2013-08-27 14:46
Mirabelki dobrze użyźnione. Pamiętasz jeżyny z cmentarza w Suchcicach? :)
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011