Przez "Ciapatich", którzy nie wiedzieli co do nich należy opóźnił się wylot samolotu i spóźniłem się na połączenie w Moskwie. Znów kibluję na Szeremietiewie.***************************************************************************************************2011-02-26Spóźniłem się. Przez indiańskich biurokratów ( i pograniczników też) samolot odleciał z Deli ze sporym opóźnieniem. A, że miałem tylko godzinę na przesiadkę – celowo wybrałem taki lot z nadzieją, że ja zdążę a plecak nie i dojedzie sobie później sam tak jak rok temu z Kenii – to zabrakło mi tylko 17 minut. Samolot do Warszawy odleciał...Ale nie ma tego złego. Przez to zamieszanie poznałem Mateusza, który tak jak ja samotnie szwędał się po Indiach tylko, że zaczął 2 tygodnie wcześniej i był nad morzem Arabskim. Szkoda, że spotkałem go dopiero przy odprawie paszportowej w Deli gdy tak jak ja wkurzał się na opieszałość wszystkich urzędasów co wyrażał dość głośno i stanowczo. Zdaje mi się, że nadajemy na tych samych falach. Resztę oczekiwania i podróży spędziliśmy na wspominaniu (tak – już wspominaniu) Inii. A Aerofłot stanął na wysokości zadania. Zaraz po wyjściu na tranzyt dostaliśmy bilety na następny lot (5 godzin później) i dwa vouchery po 450 rubli każdy na jedzenie i picie co jest dość dużą kwotą nawet jak na ceny lotniskowe. Oczywiście nie omieszkałem dokonać zemsty za to, że wiecznie musiałem w Indiach patrzeć pod nogi żeby w coś nie wdepnąć i zamówiłem stek WOŁOWY za 490 rb. Do tego dwie cole, kawa, czekolada, czipsy... Ful wypas. Spotkaliśmy też Polaków wracających z Chin. Pogadaliśmy trochę o obu krajach i doszedłem do wniosku, że Chiny na samotną podróż nie bardzo się nadają...