Geoblog.pl    oboski    Podróże    INDIE 2011    Dzień święty i bez fotografii
Zwiń mapę
2011
06
lut

Dzień święty i bez fotografii

 
Indie
Indie, Waranasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8470 km
 
I dobrze, że nie podróżuję.
Z rana zrobiłem trzy podejścia do Golden Temple. Oczywiście żeby do niej dotrzeć w tych zaułkach bez jakiegokolwiek planu miasta musiałem się wiele razy zapytać o drogę. A z hotelu to rzut beretem. Pierwsze jak zwykle z całym osprzętem jaki noszę ze sobą. Złamałem wszelkie przepisy i zakazy. Miałem nawet długopis. Wróciłem do hotelu i zostawiłem cały majdan, łącznie i przede wszystkim ze sprzętem foto. Drugie podejście skończyło się na tym, że nie hinduistów do świątyni nie wpuszczają. Jednak po spisaniu moich WSZYSTKICH danych z paszportu, zakupieniu za 20 rp darów ofiarnych zostałem po raz siódmy zrewidowany i ustawiłem się w kolejce wiernych.
Świątynia jest tak obstawiona przez wojsko z powodu, że władze obawiają się zamachu bombowego (oczywiście ze strony muzułmanów).
Jakoś z powodu, że byłem jedynym (zauważalnym) białym jakiś wojskowy wziął mnie pod rękę i wcisnął bez kolejki prawie przed sam lingam. Trochę dziwnie trafiłem, bo po stronie kobiet oddzielonych od mężczyzn metalową barierką. Zarzuciłem swój wieniec kwiatów na lingam (ten jest niewielki jakieś 40 cm wysokości), dotknąłem go przechyliwszy się przez ogrodzenie jak cała reszta i zostałem porwany przez tłum w stronę następnego świętego miejsca. Usłyszałem tylko com gentelmen i już byłem błogosławiony przez sadhu. Założył mi na szyję wieniec z podobnych kwiatów, co moje, więc widocznie taki tam jest przepływ ofiar. Pomalował czoło, skasował 10 rp i… okazało się, że moja jedna z ostatnich czystych koszulek (wszak dziś niedziela) została kompletnie pofarbowana barwnikami również składanymi w ofierze.
Świątynia o tyle jest dla mnie interesująca, że pokrywa ją 820 kg złota. Posiada trzy wieże. Dwie wyższe są smukłe, środkowa niższa cebulasta. Jedna z wyższych i mała zostały w 1835 roku przykryte złotą blachą w motywy roślinne. Motywy zwierzęce w postaci małp na żywo łażą gdzie popadnie a najczęściej w pobliżu wiernych a zwłaszcza ich ofiar i kradną najczęściej ryż.
Wszystkie te tłumy wypełniające dość małą świątynię i niewielki dziedziniec oprócz mnie oddane były prawie ekstatycznym modłom. W odróżnieniu od naszych uroczystości religijnych każdy tu sobie jest kapłanem i z powodu tego panuje wielki rozgardiasz i hałas. Straszny jest tu przemiał pielgrzymów.
Wróciłem do hotelu i zaraz dałem się wciągnąć do sklepu z koszulkami. Jakby wiedział, że mam na sobie ostatnią. Wcale nie protestowałem. Po dłuższych targach wyszedłem na nowo ubrany za niewielkie pieniądze. Po drodze na ghaty naprawiłem jeszcze u ulicznego szewca popsuty sandał. Drogi był – wziął 20 rp za 10 minut pracy ;-) .
Skłamałbym, że dzień bez zdjęć, ponieważ jeszcze zdążyłem na poranne ablucje w Gangesie. Od dzieciaków po staruszki wszyscy z nabożeństwem, nie zważając na fotografującego, modląc zanurzali się po kilka razy w rzece. Miałem iść na zachód, w górę rzeki ale jakoś tak wyszło, że znalazłem się przy Manikarnika Ghat – głównym ghacie kremacyjnym. Nie lubię zachodnich dziennikarzy. Wiedziałem, że nie wolno tam robić zdjęć i byłem przygotowany na to, żeby za odpowiednią sumę go obejść ale ceny narzucone przez pismaków z Zachodu obudziły we mnie zdrowy rozsądek. Rządzi tam mafia i za kasę pilnuje żeby fotografującego się nikt nie czepiał. Tylko, że moja cena była zbyt niska. Mój sprzęt foto – niestety powoduje to, że i mnie biorą za zawodowca. Dwieście euro wymyślona przez profesjonalistów może i dla gazet nie jest żadnym pieniądzem ale mnie zmusiła do schowania sprzętu do plecaka.
A ze spalaniem zwłok jest tak (z moich dłuuugich obserwacji); przy ghacie jest wiele sklepików gdzie można kupić wszystko co potrzebne do uroczystości. Nie wiem gdzie zwłoki są zawijane, ale tu można kupić różnego rodzaju (zwłaszcza plastikowe) chusty czy całuny, w które są zawijane ciała. Najpierw w białe płótno a potem w wiele kolorowych warstw różnych kolorów. Później zwłoki są kładzione na nosze w formie drabiny na wiązce słomy i suchej trawy i przywiązywane do nich sznurkiem. Mocno i wiele razy żeby nie spadły podczas orszaku po ulicach i schodach Waranasi. Następnie do noszy przyczepianych jest mnóstwo chust, które tworzą jakby kurtynę zasłaniającą to, co pod nimi.

Taki kondukt, zazwyczaj niewieloosobowy, zawsze bez udziału kobiet schodzi do Ganges, zanurza ciało w świętej rzece i wraca na ghat gdzie uprzednio rodzina zamówiła stos. Z tym też jest różnie. Jest pewna kasta, która trudni się kremacją, ale zauważyłem, że pośród nich też są spory, podkradają sobie drewno itp. Oczywiście w naturze to wygląda w ten sposób, że pali się np. 10 stosów (niezły przemiał), rodziny się przyglądają (turyści też, ale bardzo mało) a oni robią swoje, czyli rąbią drewno, noszą, rzucają nim, układają stosy, kłócą się, depczą po popiele i śpiących psach, kradną rzeczy zmarłych i się gonią. Ale wracam do sedna. Żeby ciało złożyć na stosie zaczyna się rozbieranie zawiniątka aż do momentu, gdy zostanie w samym płótnie. Stos jest ułożony w ten sposób, że na dwóch długich podłużnych pniach układa się w poprzek grube, mniejsze i drobniejsze. Na to daje się zwłoki i przykrywa warstwą drewna. Zwykle wystają nogi i głowa. Następnie, ogolony do zera (też na miejscu) członek rodziny – zwykle najstarszy syn (czyli nie ominęła by mnie ta ceremonia gdybym się tu urodził) kilka razy obchodzi stos dookoła z wiązką siana/trawy/słomy z umieszczonym na nim żarzącym się węgielkiem (nie wiem skąd go przynoszą) odwrotnie niż w świątyniach czyli przeciwnie do wskazówek zegara i podpala stos. Reszta już należy do palących stosy. Czasem rodzina pozostaje do końca i wtedy sami pilnują, aby odpadającą nogę lub rękę wcisnąć do paleniska. Częściej jednak robi to ktoś z kasty zwanej Donami. Oni również wkładają do stosu to, co zostało zdjęte ze zwłok przed ich ułożeniem na nim oraz niektóre rzeczy osobiste zmarłego przywiązane do noszy. Na przykład jedna babcia miała w zawiniątku swoje bransolety i wielki grzebień. Jeden z Donów powiedział mi, że ciało pali się 3 godziny, ale z tego co widziałem wszystko zależy od ilości drewna i sposobu jego ułożenia. Niektóre stosy później ułożone kończyły swoje szybciej od pewnego dziadka, który przetrzymał nawet mnie. Dokładali do niego nawet drewno z już spalonych zwłok. Takie rzeczy zależą też od rodziny, której może nie być stać na odpowiednią ilość drewna. Podobno na koniec ktoś z rodziny rozbija kijem czaszkę zmarłego aby uwolnić jego duszę. Nic takiego nie udało mi się zaobserwować. Widziałem tylko jak mózg sam wypływa z czaszki i się natychmiast… smaży (?), gotuje?
A czemu to wszystko? Hindusi wierzą, że spalenie ciała w Waranasi i wrzucenie prochów do Gangi przerwie odwieczny cykl reinkarnacji i pozwoli duszy osiągnąć Mokszę.
Nieprawda, że panuje tam smród, swąd. Owszem, zalatuje trochę, ale mieści się to w indyjskich normach. Jest natomiast niesamowicie gorąco.
Wróciłem ghatami do restauracji na obiad. Znalazłem świetną. Nazywa się Zee i znajduje się na rozwidleniu głównej drogi prowadzącej na ghaty (Dashaswamedh). Ceny niewygórowane, więc zamówiłem trzy rzeczy. Chiken chowmin, mixed fried potato grilled i sałatkę warzywną. Przyzwyczajony do innych knajp nie spodziewałem się, że te porcje będą tak duże. Wiedziałem, że nie podołam. Zjadłem makaron z kurczakiem, ziemniaki z pomidorkami podzieliłem na pół a zieleniny nie tknąłem. Z restauracji jest widok na ulicę z rzędem żebraków. Kazałem resztę zapakować i wyszedłem na ulicę. Jak zwykle jest tak, że nie można się od nich odgonić tak tym razem nikt nie wyciągnął ręki. Obiad dostał dopiero któryś po drugiej stronie ulicy.
Dziś niedziela. Wziąłem, więc rikszę (nie moto) i kazałem się zawieźć do kościoła. Jest tu jeden pw św. Tomasza (był taki??). Rikszarz w ciągu 5 minut przedarł się przez tłum i pod kościołem pyta czy to ten. Ciekawe, czy w promieniu kilkudziesięciu kilometrów zna jakiś inny kościół chrześcijański?? Czy w ogóle istnieje? Msza była dość dziwna. Cała po hindusku. Ksiądz sam sobie przygrywał na czymś w rodzaju tamburynka. Wszyscy podczas śpiewu klaskali. Msza trwała 3 godziny z czego 65 minut kazanie. Nie usnąłem tak jak kiedyś na węgierskim – było bardzo ekspresyjno-ekstatyczne. Zrozumiałem tylko 3 słowa: kruz, Kristus i seat please oraz co mnie zdziwiło allach akbar. Po mszy ksiądz wszystkich znaczył olejem na czole i błogosławił poświęcając każdemu kilka słów. Mnie poświęcił dużo więcej czasu z czego zrozumiałem angielską końcówkę: niech cię Bóg błogosławi. Wiele osób na wyjściu podało mi rękę. Złożyłem stosowną ofiarę.
Po mszy spędziłem trochę czasu na internecie, ale wróciłem do hotelu wcześniej niż wczoraj pomny tego, że: hotel po 22-ej był zamknięty, chwalone przeze mnie ciasne uliczki są ciemne, puste i kręte. Nie wiadomo czy się w coś nie wdepnie (może to być łajno lub śpiący pies) albo można trafić na krowę. Taka śpiąca krowa może zajmować całą szerokość uliczki. Po ciemku trudno przez nią skakać.
A w hotelu cały czas jest ciepła woda, nie było jak przyjechałem, bo nie było prądu co często się tu zdarza.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (6)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Pola
Pola - 2011-02-07 17:26
Był apostoł - niewierny Tomasz:) Nie było go podczas ukazania się zmartwychwstałego Chrystusa apostołom. Gdy potem opowiadali mu o tym, nie chciał im uwierzyć, ale postawił warunek, że uwierzy, kiedy sam zobaczy Jezusa i dotknie Jego ran.
 
krystyna8
krystyna8 - 2011-02-08 14:45
Święty Tomasz uważany jest za patrona Indii i Portugalii, architektów, budowniczych, cieśli, geodetów, kamieniarzy, murarzy, stolarzy, małżeństw i teologów.
 
Brat
Brat - 2011-02-08 20:37
Były ministrant nie wie takich zwyczajnych rzeczy?
 
oboski
oboski - 2011-02-09 14:16
Dla mnie skoro nie uwierzyl nie powinein byc swietym.
 
Paweł
Paweł - 2011-02-09 21:28
A dla mnie zajmijmy się Indiami, święci nic do tego nie mają.
Nasz Oboski robi tu za wszystkich świętych.
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011