Geoblog.pl    oboski    Podróże    INDIE 2011    Droga do Waranasi
Zwiń mapę
2011
05
lut

Droga do Waranasi

 
Indie
Indie, Waranasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8468 km
 
Wczoraj jeszcze po internecie wstąpiłem na kolację do naprawdę odjazdowej „restauracji” w bocznej uliczce. Głównym powodem było, że kątem oka wyłowiłem napis non veg. Dwudziestoczteroletni szef miał do pomocy trzech jedenastolatków. Jedno przedszkole. Wygłupiali się a nie pracowali a szef nie mógł tego ogarnąć. Byłem jedynym klientem, więc tym bardziej wzbudzałem zainteresowanie. Przy okazji tego, że jeden z nich w tym zamieszaniu polał sobie spodnie pomyjami dowiedziałem się, że nie może ich zmienić, bo ma tylko jedne. To taka dygresja do Asi i Oli. Gdyby nie napis restaurant to w życiu nie wpadłbym na to, że można tu coś zjeść. Ani opis ani zdjęcia nie oddadzą rzeczywistości. Zaryzykowałem dla sprawdzenia kolorytu. Okazało się, że jest tylko kurczak na różne sposoby – zapytany o menu jednym tchem wyrecytował mi całe. Na ostre już nie miałem ochoty, więc wybrałem smażonego. Z ciapatą, bo ryżożercą specjalnym nie jestem. Ustaliłem jeszcze tylko, że ilość kurczaka mierzy się na talerze. Jeden talerz 90 rp. Kurczak okazał się być dobrym, podanym z warzywkami i sosikiem jakby inaczej – ostrym. Ale kurczak jat to kurczak – składał się również z podrobów m.in. serca i wątróbki. Acha, talerz nie miał zbyt rozbudowanych rozmiarów. Dostali stówkę, bo najmniejszy mnie prosił o kilka rupii.
Nowy dworzec w Kadżuraho jest ponad 6 km za miastem i jak wam się uda zejść z ceną rikszy poniżej stówki to bardzo dobrze. Na mnie i tak zarobił, bo dobrał sobie po drodze parę brytyjsko-australijską za 50 rp + moje 90 rp. To była jedna z gorszych nocy w pociągu. Zapomniałem zamówić miejsca w poprzek wagonu no i dostałem wzdłuż korytarza a one nie mają nawet 180 cm. Ale nie to było najgorsze. Trafił się nam ( bo była jeszcze dziewczyna z Japonii) przedział – jak to tu na tym geoblogu ktoś ujął – banda Ciapatich. Zamiast iść spać to kłapali gębami prawie całą noc – a oni nie wiedzą co znaczy cisza – a nad ranem zaczęli jeszcze rzuć betel co się wiąże z charchaniem i pluciem oraz palić te ich siano (mało który pali normalne papierosy). Na szczęście wynieśli się w Alachabadzie i zostało jeszcze kilka godzin spokoju. Pociąg raczył się spóźniać co związało się z otwarciem puszki gulaszu angielskiego. Pychota!!! Wjechaliśmy na jakieś przedmieścia i pociąg stanął. Japonka zapytała czy to już Waranasi. Nie – jeszcze 10 minut. I tak sobie postaliśmy ponad godzinkę jeszcze. Czas – już sposobem indiańskim – upłynął mi na spokojnym czekaniu, co przyniesie los. Przyniósł drzemkę.
W Waranasi jeżdżą motoriksze i mięśnioriksze. Różnica w cenie do hotelu tylko 10 rp ( w czasie to chyba ¼ ) ale żeby poczuć folklor i dać zarobić naprawdę biednemu wziąłem rikszę rowerową (50 rp). Stare miasto jest tak ciasne, że do hotelu i tak musiałem dojść, bo riksza tymi wąskimi uliczkami się nie przeciśnie. Hotel z przewodnika: Golden Lodge, ale ceny już nie. Obmacał książkę pokazał, że ma już 2 lata, pokazał cennik, powiedział, że wszystko zdrożało i zaproponował 250. Wziąłem za 200 rp. Przynajmniej tu nie słychać ruchu ulicznego.
Po prysznicu (zimnym) wyjrzałem na ulice w celu złapania jako takiej orientacji w tych ciasnych i zawiłych uliczkach. Na Ganeśię!!! Takiego ruchu to w moim życiu jeszcze nie widziałem. W przedszkolu na przerwie czułbym się jak w oazie spokoju. Spróbuję jutro zrobić film, tylko nie wiem kiedy wstawię. Wczoraj 2 minuty filmu przesyłałem na you tube ponad 70 minut i mnie rozłączyło. Jak tu ciasno, gwarno i tłoczno. A pośród tego jeszcze setki handlarzy. Wróciłem do hotelu po sprzęt i pierwsze kroki oczywiście nad Matkę Gangę. Może to zabrzmi dziwnie, ale dopiero gdy stanąłem w rzece poczułem, że spełniłem cel swojej podróży. Musi być w tym coś dziwnego, że woda wprawia mnie w nastój spełnienia. Tak było rok temu. Nieważne było, że wszedłem na Kilimandżaro. Poczułem zadowolenie dopiero wtedy, gdy prosto z matatu, kilka kilometrów na północ od Mombasy wszedłem prosto z drogi do oceanu Indyjskiego. Ganges – Matka. Nie ten Ganges, tylko TA Ganges. Stanąłem na Ghacie Dasaswamedh i zapatrzyłem się w rzekę. Szkoda tylko, że to koniec pory suchej i jest taka mała. Łodzie, ludzie, kwiaty, ofiary, kąpiele, krowy…
Ruszyłem z biegiem rzeki a że zachód słońca się zbliżał dałem się namówić na łódkę po rzece. Godzinka za 100 rp – i byłem sam, mogłem sobie pomedytować. Oczywiście dopłynąłem do Manikarnika Ghat gdzie płoną stosy pogrzebowe. Nie wygląda to wszystko na zbyt uduchowione, bo oprócz tego, że płonie kilka stosów (niezbyt pokaźnych rozmiarów) to panuje tam okropne zamieszanie. Oczywiste jest, że ktoś musi w tym stosie pogrzebać kijem żeby się wszystko dobrze spaliło (widziałem jak wpychał do ognia kawałek nogi ze stopą) i to, że tuż obok trzeba przygotować nowy stos, i to, że znów nowe ciało przynieśli. I że pali się 7 ognisk na raz. Nawet do przyjęcia będzie to, że święte krowy zżerają kwiaty prawie prosto ze stosów, i że jest niesamowity syf. Ale, że tu znajdę ekstremum ósme to się zaskoczyłem. PSY. Mnóstwo psów walczących o niespalone resztki. Łażą po tych śmieciach, wygrzebują z pod nich resztki i gryzą się między sobą o to, co zostało z ludzi. Pies najlepszym przyjacielem człowieka. Wróciłem na Prayag Ghat gdzie zaczęły się przygotowania do wieczornych uroczystości ku czci Matki Gangi i boga Sziwy. Trochę to zalatywało komercją – zrobiłem zdjęcia, popatrzałem i poszedłem na miasto. Wcale się nie zrobiło luźniej. Kupiłem sobie świeży sok wieloowocowy (30 rp), papaje średniej wielkości za 20 rp i omlet z warzywami i ciapatą oczywiście na ostro i oczywiście na ulicznym stoisku za 20 rp. Nawet dobry. Przez przypadek obejrzałem 136 szali z jedwabiu, paszminy, wełny i inne sztuczne. A teraz siedzę w restauracji Ganga Fuji i słucham na żywo muzyki sitar’a popijając lassi cytrynowe (40 rp). Ciekawe co na to powie mój żołądek?? Ale jutro nie podróżuję…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (2)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Paweł
Paweł - 2011-02-07 15:48
Waranasi to chyba jakieś Światowe Centrum Grillowania. Dla każdego coś dobrego.Oprawa artystyczna też oryginalna. ;)
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011