"Dobry wieczorek z Luksoru (konwój odjechał, koniec pracy!). W nocy z niedzieli na poniedziałek, o 2:10, przed hotelem. 30$ na osobę, zabrać poduchę do spania!." Następny sms od Joanny zapowiedział kolejną przygodę. Nadszedł czas na piramidy. Udało się nie zaspać, autobus się nie spóźnił tylko poduszek nie pozwolili nam z hotelu zabrać. Mimo tego, że zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić z obsługą hotelową, nie dało rady. Mieli kategoryczny nakaz od szefa pilnowania abyśmy nie wynosili czegokolwiek z hotelu. Przez całe dwa tygodnie wszyscy pracujący w hotelu okazali się mniej lub bardziej sympatyczni, z wyjątkiem samego szefa. A na poduszki jest rada: wyrzućcie je przez okno. Z powodu kończących się funduszy do Kairu wyjechałem tylko na jeden dzień, choć bardzo chciałem na dwa - tam też jest tyle do zobaczenia... I pomyślcie. Czy ktoś w Polsce mieszkając na Śląsku pojechałby na jeden dzień do np Gdańska po to żeby zobaczyć morze? A z Hurgady do Kairu jest mniej więcej tak samo daleko i jeszcze zdążyliśmy wrócić przed północą. Udało się dotrzeć do Kairu bez większych korków, co w prawie 20-milionowym mieście jest wyjątkiem i około południa zobaczyłem piramidy wyłaniające się zza bloków. Ale najpierw był obiad w restauracji z widokiem na piramidę Chufu (Cheopsa) a później wizyta w fabryce papirusów.
Autobusy podjeżdżają pod same piramidy w Gizie. Zaczynamy od najmniejszej z królewskich czyli najmłodszej Menkaure (Mykerinosa). Oczywiście pełno handlujących (po 1$ za wszystko), wielbłądników et c. Ale najważniejsze - dotknąć historii. Cztery i pół tysiąca lat. Podchodzimy do piramidy, fascynujące. Góra kamieni, schody do nieba, a każdy co najmniej metrowej wysokości. Nadżarte zębem czasu wciąż trwają w tym samym miejscu co przed wiekami. Można na nią wejść. Wdrapuję się kilka "schodków", widok wspaniały. Patrzę na zachód, tylko piach, aż po Kadafiego, w górę, setki kamiennych bloków, wyżej - chmury. I pogoda też fajna, słońce nie praży a i po burzy piaskowej z przed kilku dni nie ma śladu. Tylko ten pośpiech, znów mało czasu. Kto chce może wejść do piramidy, kto lubi może spróbować na wielbłądzie, można pohandlować, można zrobić zdjęcia, ale na to wszystko pół godziny. Wybrałem zdjęcia. I do następnej piramidy - autobusem. Już wiecie jakie są olbrzymie?? Wożą nas autobusem od jednej do drugiej. Przy piramidzie Chafre (Chefrena) już nie ma takiego luzu, policja nie pozwala wchodzić wyżej, tylko dlatego, że nie nadążają od turysty do turysty. Ale na kilka pierwszych kamyków, w celu lepszych ujęć, udaje mi się wejść. Ale do piramidy Chufu (Cheopsa) już w ogóle nie można podejść - przynajmniej od strony Chafre, bo nie było czasu żeby obejść ją z drugiej strony w celu sprawdzenia. w końcu byłoby to 232,18 m x 4 czyli prawie kilometr a to zabrałoby mi 10 minut z połowy godziny wolnego czasu. Podobno bok wielkiej piramidy ma długość 365,242 łokci egipskich czyli, że ich liczba jest równa liczbie dni w roku. Z moich informacji wynika, że powinno to być 422,14 lub 652,89 łokcie egipskie i pod co podciągnąć te liczby? Czym te piramidy już nie były? A mnie wystarczy, że są. Później jeszcze autobus do sfinksa, a tam tłok niemiłosierny. A jest poza sezonem. Żeby zrobić dobre ujęcie trzeba czasem odczekać kilka minut, ale warto. Być może gdy przyjadę jeszcze kiedyś do Kairu będę musiał zrezygnować z wizyty u stóp piramid aby zobaczyć jeszcze wiele ciekawych miejsc w ty m mieście. Albo chociażby dokładniej Muzeum Egipskie, w którym byłem raptem dwie godziny z czego całe 10 minut poświęciłem na przyglądanie się złotej masce Tutanchamona. A gdzie Memfis, a gdzie Sakkara? Wrócę tu na pewno. Szkoda tylko, że poświęca się na każdej takiej wycieczce kilka godzin na zwiedzanie "fabryk" papirusów czy perfum. No ale Egipcjanie też chcą z czegoś żyć i muszą nas zaprowadzać i w takie miejsca. I jeśli wam nie bardzo będzie to odpowiadało nie okazujcie zbyt demonstracyjnie niechęci. Przecież i tak tu wrócicie.