Geoblog.pl    oboski    Podróże    MOJE KILIMANDŻARO I OKOLICE 2010    Jednak ruszamy na dach Afryki
Zwiń mapę
2010
23
sty

Jednak ruszamy na dach Afryki

 
Tanzania
Tanzania, Machame Camp
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8443 km
 
Wyspany, po śniadaniu podzieliłem bagaż na ten do wzięcia na trekking i na resztę, którą zostawiłem w depozycie. Podjechał jeep. Zapakowali nasze plecaki na dach i wyruszyliśmy do… sklepu. Zrobili resztę zaopatrzenia a ja kupiłem tylko dwu litrową colę. Batoniki et c. mam z Polski.
Kilkanaście minut później dojechaliśmy do bramy Machame. Przed bramą tłum murzynów oczekujących na pracę czyli chętnych do dźwigania bagaży białasów. Za bramą kilkadziesiąt minut formalności biurowych. Rejestracja stanie się rytuałem. Codziennie przed wyjściem i po dojściu. Łącznie z podawaniem zawodu. Oj, lubią tu papierki.
Jeszcze kilkanaście minut na ważenie bagaży. Tragarze też mają swoje normy. I nie tylko w kilogramach. Okazało się, że jeden z naszych tragarzy jest pod wpływem procentów. Został wywalony z roboty. Bagaż wziął przewodnik. Będzie go niósł dopóki nie dogoni nas zastępstwo.
Ruszamy. Na nas trzech mamy przewodnika, trzech tragarzy i pól kucharza, reszta przynależy do hiszpańsko-włoskiej grupy idącej równolegle z nami. Wchodzimy w las deszczowy. Droga początkowo szeroka na dwa auta. Dość tłoczno na trasie, ale to początek ,więc pewnie się później rozluźni. Robię pierwsze zdjęcia zafascynowany otaczającą mnie dookoła (prawie) przyrodą. No i robi się luźniej, to znaczy chłopaki znikają gdzieś z przodu. A może to ja im zniknąłem gdzieś z tyłu?? Ale… Kili to nie żarty. Góra oczekuje od każdego jego własnego tempa i tylko nielicznym pozwala stanąć na Uhuru Peak. Nawet kosztem towarzystwa należy prędkość marszu dostosować do możliwości organizmu. Na przejście dzisiejszej trasy ma sześć godzin, do zmierzchu jest osiem. Wyścigi raczej zbędne. Co jakiś czas wyprzedza mnie jeden z tragarzy niosący wielki wór na głowie i z reklamówkami w rękach. Zacząłem na wysokości 1800 m to jest mniej więcej z poziomu Giewontu. Do przejścia 1000 metrów w pionie. Idzie się fajnie. Nie jest za ciepło, większość ścieżki w cieniu wysokich drzew. Dookoła niewiele widać, bo las gęsty. Ale nawet te kilkanaście metrów w głąb oddaje bogactwo florystyczne dżungli. Miejscami prześwity pozwalają dostrzec więcej. Jakąś dolinkę z potokiem, gdzieś fragment przeciwległego stoku a nawet widok na Mt Meru. Nie da się wejść głębiej w tą zieleń, bo jest gęsta i kłująca. Ale dla lepszego ujęcia wchodzę. Kilka kroków od ścieżki jest już bardzo stromo. Pstryk, pstryk. Krok w bok dla jeszcze lepszego kadru i tracę równowagę. Chwytam coś co zwisa obok. Nie spadam. Wracam na ścieżkę tak jakby z jeżem w ręce.
Minęły jakieś trzy godziny fotografowania i usłyszałem polską mowę – nawet dość gęstą. Spotkałem dwunastoosobową grupę z Polski. Dołączyłem do nich zwłaszcza dlatego, że planowali przerwę na sprawdzenie zawartości lunch pakietów. Sprawdziłem i swój. Kurczak był suchy. Zaczął padać deszczyk, ale tak niewielki, że nawet nie schowaliśmy sprzętu foto. Fajnie się siedziało, ale mój przewodnik znudził się słuchając polskiego i zarządził moje odejście. Niepotrzebnie mnie poganiał, bo po drodze i tak się gdzieś zgubił. A ja doszedłem do wniosku, że nie ma możliwości pobłądzenia bo ścieżka jak autostrada a ludzi mnóstwo. Zwątpiłem dopiero w Machame Camp. Wbrew moim wyobrażeniom nie było to jedno pole namiotowe, ale kilkanaście polan ukrytych gdzieś w dżungli. I gdzieś tam mój namiot. Na szczęście przewodnik i chłopaki siedzieli sobie przy ścieżce przed campem i odpoczywali. Poszliśmy kilkadziesiąt metrów w las na polankę gdzie stało kilkanaście namiotów. Dla nas były dwa. Zamieszkałem sam, ale z dwoma plecakami, bo namioty były zbyt małe i chłopakom byłoby za ciasno. W chwilę po zakwaterowaniu dostaliśmy gorącą herbatę i świeży pop corn. W oczekiwaniu na kolację poszedłem się rozejrzeć po okolicy. Z polanki jest wspaniały widok na skały i śniegi Kili oraz okoliczne stoki porośnięte lasem deszczowym. Stanąłem jak najbliżej skarpy opadającej w dno doliny wyciętej przez strumień i napawałem oczy widokiem ( wziąłem dobrą lornetkę), robiłem też zdjęcia. Wtem usłyszałem:
-Tu sei Polacco??
Odwróciłem się. Stała za mną klasyka śródziemnomorskiej urody.
-Da dove sai che io sono Polacco? – zapytałem.
-Hai viso tipico polacco – odrzekła klasyka
Dziwne, bo już nie noszę wąsów. Odpowiedziałem jej, że mam takie samo zdanie o niej.
Caterina jest Włoszką ale mieszka w Hiszpanii. Wchodzi na Kilimandżaro z grupą włosko-hiszpańską, która ma z nami wspólnego kucharza. Wszyscy przyjechali z Hiszpanii. Długo nie pogadaliśmy bo zrobił kolację. My Polacy dostaliśmy jedzenie pod namiot na trawkę. Hiszpanie na stoliki przy krzesłach. Ale o pieniądzach na trasie nikt już nie rozmawia, więc nie wiem ile więcej ten komfort ich kosztował. Żeby było jasne: nie przeszkadza mi jedzenie na trawce. Jak i również to, że do mycia dostałem tylko miskę wody ale nawet ciepłej. Chłopaki zniknęli w namiocie. Poszedłem pochodzić po okolicy. Jakoś to będzie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
geminus
geminus - 2011-09-07 21:29
Piotrek czy ty do konca podrozy dowiesz sie z kim podrozujesz ? Cis mi sie zdaje ze jestes w grupie ale sam. Mam nadzieje ze dasz sobie rade bo ty jestes raczej samotny wilk. A ta Wloszka ....???? Pozdrawiam.
 
BPE
BPE - 2011-09-08 10:40
jedzenie na trawce smakuje najlepiej......powodzenia w wyprawie :-))
 
marianka
marianka - 2011-09-08 10:51
Trzymam kciuki i bardzo gratuluję! Powodzenia!
 
mirka66
mirka66 - 2011-09-09 17:50
Piekne widoki.Zazdroszcze.:)
 
oboski
oboski - 2011-09-09 20:42
Marek:
a ta Włoszka...
prędzej się znalazł jej "przyjaciel" niż kucharz z kolacją
:(
 
GP
GP - 2011-09-17 12:26
Bez obrazy, panie Piotrze ale z Pana jest właśnie taki tipico polacco. Czytając te relacje mam wrażenie, że ktoś kazał Panu tam jechać, a Pan za wszelką cenę nie chciał jechać. No bo to źle, tamto mi się nie podoba, ktoś ma inne zdanie niż ja... I jeszcze to Pańskie "jakoś to będzie". Podróż to chyba powód do radości i coś optymistycznego, a problemy na trasie później świetnie się wspomina i długo pamięta. Radzę zmienić nastawienie i podejście do tych spraw, a będzie Panu łatwiej.
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011