Rano kawy i tosty z serem. Zachciało mi się też owsianki, lekko ją przypalił ale jadłem do momentu, w którym przegrałem walkę z muchami kto zje jej więcej. Następnie spacerkiem na lokalny, państwowy dworzec autobusowy. Bilet do Adżmeru 7 rp. Jak to się ma do ceny przyjazdu do Puszkaru?? Z powrotem jednak była krótsza droga. Te przewodnikowe 11 km. Widocznie rikszarz wiózł nas dookoła, dlatego, że te około 400 kg, które wpakował do swojego wehikułu nie pozwoliłyby mu na jazdę pod tak strome wniesienia. W Adżmerze z marszu wprost do autobusu do Deśnok. O ironio! Autobus znów przejechał przez Puszkar. Ale nie wjechał na żaden dworzec tylko stanął przy „obwodnicy”. Może dlatego mówili, że nie ma autobusu z Puszkaru do Bikaneru. Pieniądz żaden ale 1,5 godz. w plecy. Minęło 5 godzin powolnej acz szaleńczej jazdy. Do autobusu na przystankach wchodzili obnośni handlarze tak, że z głodu nie pozwolili paść (20 rp) i chwilę przed zmierzchem dotarłem do Deśnok. Miasta słynącego z tego, że posiada – jak mi powiedział jeden Hindus – jedyną w całych Indiach świątynię szczurów. A mi się wydaje, że nie miał racji. Jedyna to ona jest w świecie całym. Poświęcona jest bogini Karni Mata. Hindusi przed wizerunkiem bogini składają coś w rodzaju ofiary, podarunku a szczury uważają za reinkarnację wszystkich dusz, które wskrzesiła Karni Mata podczas – jak zwykle – jakiejś tam kłótni pomiędzy bogami. Zwierzaki biegają sobie całkiem swobodnie po terenie całej świątyni. I są oczywiście dokarmiane przez pielgrzymów słodyczami i mlekiem. A widziałem też jak normalnie ktoś, że tak powiem z obsługi, sypał im ziarno z wiadra. I co? Jak na taką obsługę to nasze polskie szczury przy tych to jak koty. Albo te są troszkę większe od naszych myszy. Mało pożywne te dary??Trafiłem akurat na wieczorną pudżę (modlitwę, nabożeństwo). Trzeba im przyznać, że robią to z oddaniem. Ja też się zresztą zająłem z oddaniem robieniem zdjęć i przez chwilę zapomniałem, że pod nogami biegają szczury. Dopóki nie podskoczyłem gdy któryś z nich nie wszedł mi na nogę – bo oczywiście jak do każdej innej do tej świątyni też trzeba wejść bez butów. Zresztą co jakiś czas słychać było wrzask zaskoczonej niewiasty – hinduski oczywiście, bo to już nie była pora turystów.Następnie 40 minut autobusem do Bikaneru. Konduktor dał mi „lewy” bilet za 75 rp i poszedł z moją 500-ką. Zacząłem protestować, ale gdy skasował resztę pasażerów po 30 rp przyszedł i wydał mi 480 rp. Kraj jak inne.Na dworcu w Bikanerze okazało się, że jednak nie ma nocnych autobusów do Dżajsalmeru. Więc rikszą za 40 rp na pociąg. Tu nie było problemu z biletem. Second slipper – 160 rp. Nawet dobry odjazd bo o 23.25 czyli jeszcze 2 godz. na kolację. Na głównej ulicy przed dworcem królują garkuchnie wegetariańskie, ale bardziej po prawej w bocznej uliczce już nie. Kurczak tandori, opiekane ziemniaczki z kalafiorem i pepsi – 125 rp. Okazało się na dworcu, że cały wagon jest zajęty przez wojsko. Wszystkich białych spędzili do jednego przedziału i takim sposobem poznałem towarzyszy dalszej podróży. Ledwo się położyłem i zasnąłem a już minęło 6 godzin podróży i trzeba było się zwijać. Ledwo otworzyłem oko a już znalazł się naganiacz.