Dzień był krótki. W sensie, że mało światła. Lecąc pod prąd gdzieś nad Atlantykiem śmignął dzień i wyleciawszy po ciemku w Brukseli byliśmy znów po ciemku. Wieczorem. A następny lot dopiero nad ranem i to z innego lotniska. Trzeba było się przemieścić zupełnie na drugą stronę dość wielkiego miasta. Trzeba było skorzystać z komunikacji miejskiej kolejowo-autobusowej. Szok. Wróciliśmy do Europy. Za takie pieniądze to ja bym przejechał z 800 km w Indiach i z 500 w Peru. Na pocieszenie była pięknie oświetlona brukselska starówka.