Geoblog.pl    oboski    Podróże    MOJE KILIMANDŻARO I OKOLICE 2010    Kaldera Ngorongoro
Zwiń mapę
2010
29
sty

Kaldera Ngorongoro

 
Tanzania
Tanzania, Ngorongoro
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8706 km
 
Wstałem trochę przed czasem, bo na co jak na co, ale na brak snu w ostatnim czasie nie mogłem narzekać. A szkoda, że nie jeszcze wcześniej, bo okazało się, że przy hostelu był basen. Zjadłem śniadanie i Dominik powiedział, że na safari mam wziąć cały bagaż. Czyli żegnaj basen. Ruszyliśmy na zachód. Słonko fajnie już świeciło za plecami oświetlając stoki Wielkiego Rowu Afrykańskiego. Bardzo dobrej jakości droga – zbudowana przez Japończyków, jak poinformował Dominik – wspinała się na jego krawędź. W połowie podjazdu zatrzymaliśmy się na podziwianie panoramy przy wielkim baobabie. Podobno ma 500 lat. A widoki też przepiękne.
Przed południem dotarliśmy do bram Ngorongoro. Dominik załatwił wszelkie formalności i ruszyliśmy krawędzią krateru żeby dotrzeć do drogi na dół. Po drodze mijaliśmy czarnych robotników kopiących przy drodze rowy. Z prawej strony stoku pola uprawne, z lewej zarośla parku. I nagle spośród bananowców wyszła na drogę lwica i zeszła w krzaki po lewej. Dopiero teraz uświadomiłem sobie jak blisko jestem przyrody. Tam gdzieś z tyłu, może 200 metrów ludzie kopią rowy a tu chodzi lew. Podjechaliśmy do miejsca, z którego rozciągała się wspaniała panorama całego krateru. Widok inny niż z Kili. Wszystko bliżej bo stoki mają jedynie 600 metrów wysokości. Ale i przyroda żywa. Jezioro i jakieś punkciki. Wziąłem lornetkę – to były słonie. Zatrzymaliśmy się przy grobie Bernarda Grzimka. Dominik mówi, że to grób Niemca Gr-zimek. Przekornie mówię, że to Polak Grzimek – bo w końcu urodził się w Nysie a Nysa jest w Polsce. Taki argument zupełnie zbija z pantałyku mojego przewodnika. Co z tego, że Nysa nie była wtedy w Polsce. Ale nazwisko czytane po polsku też swojsko brzmi.
Nadjeżdżają następne auta. Wysypują się ludzie. Robią zdjęcia. Widzę faceta z profesjonalnym sprzętem. Podchodzę, żeby wziął mój aparat i zrobił mi kilka zdjęć z panoramą krateru. Strzał w dziesiątkę. Polak i wie o co chodzi. Mam wreszcie fajne zdjęcia.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do zjazdu w dół krateru. Jakaś budka ze strażnikiem. Tu możemy przed zjazdem iść się wysikać. HA!!! Dobre! Poszedłem przez gęste krzaki, ścieżką w kierunku innej budki. Pierwszy raz w życiu miałem podczas sikania oczy z tyłu głowy. A jeszcze wrócić musiałem. Na szczęście żaden lew mnie nie zwietrzył.
W końcu zjeżdżamy w dół, dość łagodnie. Zaczynają się charakterystyczne akacje. Na drodze stado pawianów. Stare leniwie coś pogryzają lub się iskają, młode dokazują. Zbliża się południe, jest dość gorąco – ponad 30OC. Zwierzęta wykazują minimalną aktywność. Następnie widzimy stado bawołów. Leniwie leżą pośród trawy lub w jakimś cudem istniejącym jeszcze w tym upale błocku. Zjeżdżamy na samo dno krateru. Tu już jest mnóstwo zwierząt – kopytnych roślinożerców. Zebry, gnu, antylopy tomi, kudu, tompsona, eland. Trochę stoimy, znów podjeżdżamy i tak przez jakiś czas. Nic nas nie goni – w sensie dosłownym i w przenośni. Robię zdjęcia na zmianę z przyglądaniem się zwierzakom przez lornetkę. W międzyczasie Dominik robi nam efektowny przejazd przez rzeczkę rozchlapując trochę wody i błota oraz rozpędzając zebry. W pobliżu wody jest zawsze więcej zwierzaków. Jadąc dalej zatrzymujemy się niespodziewanie. Dominik oznajmia: Lion.
- Gdzie?
- W trawie.
Rzeczywiście w trawie. Widać tylko uszy. Samo południe, więc widzę jak lwica rusza uszami. Fascynujące ;) Na szczęście kawałek dalej natrafiamy na polującego tuż przy drodze serwala. Muszę stwierdzić, że polujący serwal nie jest za bardzo ekspresyjny, ale mimo wszystko warto być w takim momencie tylko kilka metrów od niego.
No i przyszedł czas na obiad. Jest takie miejsce na trenie parku gdzie niedaleko jeziora z hipopotamami zbudowali murowany budynek m.in. z toaletami. Tutaj zjeżdżają się na obiad wszystkie jeepy, żeby móc zjeść lunch pakiety w spokoju. Powiedzmy, że we względnym. Ja zostałem ostrzeżony, ale jak widzę większość nie, że posiłek najlepiej zjeść nie wychodząc z auta ponieważ pod rozłożystym drzewem z gniazdami wikłaczy na mięsną część posiłku czyhają jastrzębie. Po prostu kradną bezczelnie prosto z pudełek niczego nie świadomych konsumentów w bardzo cichy i szybki sposób. Ja natomiast w aucie nakarmiłem ciastkami wikłacza. Po obiedzie wziąłem kości z kurczaka żeby dać ptaszkom a Sutaro wziął mój aparat żeby uchwycić tą chwilę. Szedłem pod drzewo z wyciągniętą do góry ręką z kośćmi i żaden ptaszek nie przyleciał. Zwątpiłem. Opuściłem kości i chwilę później poczułem tylko lekkie muśnięcie powietrza. Kości odleciały. Sutaro stał z opuszczonym aparatem i szczęką.
Skorzystaliśmy z umywalek i ruszyliśmy dalej. Pojeździliśmy jeszcze kilka godzin pomiędzy słoniami, nosorożcami, guźcami, strusiami i innymi ptakami. Auto zatrzymało się. Wokół trawa. Usłyszałem od Dominika: „hajena”. Wytrzeszczam oczy – nic nie widzę.
- „Hajena” – Dominik powtarza.
- Gdzie??
- Tam. „Hajena”
Rzeczywiście, jakieś 200 metrów od auta wystają następne uszy z trawy. Po dokładnym przyjrzeniu się niezidentyfikowanemu (przeze mnie) obiektowi przez moją super lornetkę potwierdzam: hiena. Oni, ci przewodnicy, to mają wzrok!!!
Powoli zaczęliśmy wyjeżdżać z kaldery. Nie upolowałem Wielkiej Piątki. Mam Małe 4 i pól. Serwal zamiast lamparta. W ogóle jakoś mało kotowatych było. Ale to wina tego, że zbyt późno wjechaliśmy do rezerwatu i w upale kociaki tylko mruczą a nie pchają się turystom w obiektyw. No i trawa była zbyt bujna. Wyjechaliśmy na krawędź krateru. Ostatni postój w miejscu gdzie wszyscy żegnają się z panoramą Ngorongoro i powrót. Okazało się że nie wróciłem do Mtu Wam Bu tylko Dominik zawiózł mnie na Panoram Safari Camp. Zostawił mnie pod opieką Paula i odjechał z Japończykiem. To był koniec trójrasowej wycieczki. W jednym aucie czarny, żółty i biały. Dostałem namiot i kolację. Prysznic wziąłem sobie sam. A było co zmywać. Strasznie się kurzy pod koniec pory suchej.
Jutro mają przyjechać po mnie o dziesiątej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (67)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2011-09-15 10:11
I zwierzatka tez sa-wow.:)))
 
 
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 122 wpisy122 247 komentarzy247 2456 zdjęć2456 24 pliki multimedialne24
 
Moje podróżewięcej
27.10.2014 - 14.11.2014
 
 
16.01.2011 - 16.02.2011