Niespiesznie rano na kawę i kilka ciasteczek w drodze na dworzec. Pociąg miał być o 9.20, spóźnił się tylko pół godziny. Z biletem na 3 klasę do wagonu sleeper – najwyżej się dopłaci. Ale konduktor jakoś tak nie chciał w ogóle biletów. Może dlatego, że już było rano a ja zasiadłem na górze? A może myślał, że jedziemy już dawno? Co by nie było jest to sposób na krótkie dzienne odcinki. Żadnych tam rezerwacji, dopłat itp. Na żywioł. Ponad trzy godziny jazdy do Jhansi upłynęły spokojnie. Na dworcu naganiacz poinformował nas, że mamy dwie możliwości dojazdu do Orćhy. Rikszą za 225 rp lub na dworzec autobusowy za 45 rp a później autobusem. Na dowód pokazał wymalowany naprzeciwko dworca cennik prepaid. Padło na rikszę, bo nie wiadomo jak trzeba by się męczyć z lokalnym busem. Za 18 km to nie tak wiele. Oczywiście w Orćha daliśmy się powozić po hotelach. A co, niech ma riksiarz plusa u hotelarzy. W jednym z nich zeszli z ceny niesamowicie zaskakująco. Z 1000 rp na 500. Znów nie bardzo backpakers’owo, ale sądzę, że to już ostatni raz. Prawie zaraz na dach. Niestety tu ceny z nieba. Kawa za 20 rp i odlot na miasto w celach zwiadowczych. Tzn na obiad. Polecana w przewodniku knajpka Betwa znajduje się w samym centrum przy skrzyżowaniu. Zamówiłem już z zapasem na kolację (w razie czego): tandori aloo baranasi (ziemniaki zapiekane z serem i przyprawiane miętą), tandori paneer tikka (zapiekany biały ser z warzywami), sok z papai i lassi mango ( 180 rp) ale i tak na zapas się nie najadłem. Nie szkodzi – knajp jeszcze nie zamykają.
Następnie rzut oka na centrum miasteczka – całkiem przyjemne i spokojne jak na tutejsze standardy. Najwyższą świątynię obsiadły już do snu sępy, papugi, gołębie i małpy. Zachód słońca z najwyższego punktu w wiosce. Wróciłem do hotelu – korzystając z nieograniczonej ilości gorącej wody zrobiłem grubsze pranie.
Wieczorem na wyspę do pałacu sprawdzić (TYLKO) jak drogi jest w nim hotel i knajpka. Hotel tak od 1690 rp za dwójkę AC do 4990 za maharadża suite + 10% tax. Ale knajpka ups restauracja tańsza od naszej hotelowej. Postanowiłem napić się pierwszy raz w Indiach herbaty. Mają w menu assam. Oczywiście przyniósł też mleko. Puchar owocowy i… doniósł kartę alkoholi. Skorzystałem oczywiście. Razem 250 rp. Jutro przyjdę tu na tandoori. Klimat nawet fajny. Wnętrza pałacu. Hinduska muzyka na żywo. Kelner czysty i gustownie ubrany. Tylko ja tu nie bardzo pasuję ze swoim miesięcznym zarostem, polarem, krótkimi gaciami i na dodatek rozwalił mi się sandał. Ale na napiwek jeszcze mnie stać.
Kilka nocnych zdjęć pałacu i powoli do hotelu. Być może jeszcze net.